Artykuł Pani Elżbiety Kowalczyk, który napisała na podstawie rozmowy z Panią Zofią Waśniowską oraz wspomnienie Pani Sylwestry Salawy.
1 sierpnia 2024 r. będziemy obchodzić 80. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, kiedy to ludność Warszawy porwała za broń i z nieopisanym męstwem oraz poświęceniem rzuciła się do tragicznej walki z Niemcami.
Mieszkańcy ginęli pod bombami, pod gradem kul, pod czołgami i w gruzach walących się domów. Grzebano ich gdzie było można, na skwerach, w ogrodach, parkach. Najczęstszym grobem były ruiny budynków. Na zarządzenie Hitlera i Himmlera Warszawa została zrównana z ziemią. Pozostały tylko ruiny i pogorzeliska. Milionowe miasto przestało istnieć.
Przez 63 dni do 2 X 1944 r. trwała beznadziejna walka. Ulice zamieniły się w cmentarze i rumowiska. Jakże wstrząsający jest opis masowego pogrzebu poległych mieszkańców naszej stolicy. Dnia 6 sierpnia 1946 r. na cmentarz Powstańców Warszawy zdążał ulicami najdramatyczniejszy kondukt pogrzebowy, jaki znało to miasto. Otwarte wozy ciężarowe, otoczone milczącym tłumem zbolałych mieszkańców Warszawy wiozły 117 wielkich trumien z 8646 kg prochów ludzi spalonych na ulicach i podwórkach Woli, w okolicy Pawiaka, na terenie byłego getta i w siedzibie gestapo w alei Szucha. W powstaniu poległo 200 000 mieszkańców. Ci, którzy pozostali przy życiu, dostali rozkaz natychmiastowego opuszczenia miasta.
Świadectwem niezłomnego ducha Powstańców jest wiersz, napisany w ostatnich dniach sierpnia przez żołnierza batalionu “Kiliński”:
Pamiętaj- nie wolno ci zwątpić
w wolność, co przyjdzie, choćbyś padł.
Pamiętaj, że na Ciebie patrzy
ogromny, zdumiony świat.
(...)
Choćby zawiodła wszelka pomoc,
choć przyjdą dni głodu i moru,
ostatniej stawki nie przegramy,
- stawki naszego honoru.
Powstanie udowodniło nieśmiertelne przesłanie, że są w życiu rzeczy droższe ponad życie. Wśród wypędzonych mieszkańców Warszawy były 3 rodziny, które szukając schronienia, dotarły do Ochojna. 25 lat temu, Pani Zofia Waśniowska z Ochojna szczegółowo opowiedziała o losach tych Warszawiaków. Było to 11 XI 1998 r. Aby ocalić od zapomnienia dramat tych rodzin - wspomnienia zostały wówczas zapisane. Tak oto opowiadała Pani Zofia - dziś osoba licząca 90 lat:
Była jesień 1944 r., kiedy do Ochojna przybyło kilka rodzin wysiedlonych Warszawiaków po Powstaniu Warszawskim. Mógł to być koniec września lub początek października, kiedy do naszego domu sołtys - Pan Gawor Jan przyprowadził aż 3 rodziny Warszawiaków do zakwaterowania. Byli bliskimi krewnymi i bardzo prosili o wspólne zamieszkanie.
Moi rodzice - Kozioł Wojciech i Aleksandra mieli dom dość długi, z kilkoma izbami. Zgodzili się odstąpić wysiedlonym dwie izby. Ja miałam wówczas około 10 lat. Dom był stary, niebiesko bielony, kryty słomą- strzechą, nie miał podłóg tylko klepisko tj. ubitą ziemię.
W tych dwóch izbach wspólnie zamieszkali: Julia Białowiejska z córką Eugenią, siostra Julii -Sabina Soboń z mężem Marianem i dziećmi: Jurkiem (13 lub 14 lat) i Haliną (8 lat),brat Julii- Struzik wraz z żoną.
Julia Białowiejska była bez męża, gdyż zabrano go nocą w czasie wojny z domu i nigdy się nie odnalazł. Jej córka, jedynaczka-Eugenia miała 24 lata. Struzikowie byli sami, bez jedynej córki, którą utracili w momencie opuszczania piwnicy i ucieczki z Warszawy. Otóż pobiegła do mieszkania na górę, aby coś sobie do bagażu jeszcze zabrać i w tym momencie spadła bomba, grzebiąc w gruzach dziewczynę. Była panną. Struzikowie z tym świeżym żalem i bólem przyjechali do naszego domu.
Cały ich majątek, który ocalał z Powstania, mieścił się w walizkach, które ze sobą przydźwigali. Gdy sołtys wprowadził ich do nas, Eugenia była jakaś chora. Matka mówiła, że kaszle, bo się przeziębiła w czasie Powstania Warszawskiego, gdy ukrywali się w piwnicach i w czasie tułaczki. Wysiedleńcy zajęli dwie izby. Ponieważ okazało się, że Eugenia jest poważnie chora na gruźlicę, odstąpili jej jedną izbę - północną.
Pozostali, w liczbie 7 osób, zamieszkali w izbie południowej, która była dla nich i pokojem, i kuchnią.
W kontaktach z nami byli sympatyczni, mili. Starali się sami gotować jedzenie. Struzików dożywiała sąsiadka - Gawor Rozalia. Drzewo na opał, nawet ośnieżone, zdobywali w lesie
tj. w Czarnym Lesie i Przetosiowych krzakach. Pan Struzik znał się na szewstwie. Skombinował sobie kopyta i naprawiał buty ludziom ze wsi. I tak pchali biedę.
Mama moja, gdy piekła chleb dla nas, zawsze im dała. W domu mieliśmy jedną krowę. Rodzina nasza była duża do wyżywienia- rodzice i pięcioro dzieci. Mama zawsze tak kombinowała, aby dla chorej Gieni była słodka śmietanka. Wojna trwała nadal, a stan zdrowia Gieni był coraz gorszy. Nie było mowy o jakimś lekarzu czy lekarstwach.
I stało się najgorsze. W dniu 21 stycznia 1945 r. umiera Eugenia. Gaśnie jej życie w dniach, kiedy jej miasto - Warszawa zostaje wyzwolone (17 stycznia 1945 r.), kiedy wśród wysiedlonych budzą się nadzieje powrotu do normalnego kiedyś życia. Umiera w odległej wiosce, gdzieś na południu Polski, w wiejskiej chacie, niebiesko bielonej, krytej strzechą,
bez podłóg, bez prądu, lekarza, lekarstw, wygód.
Dla Ochojna to pamiętne - dramatyczne dni. Dnia 18 stycznia 1945 r. wyzwolony zostaje Kraków. Niemcy uciekają na zachód także przez Podstolice, Ochojno. Za nimi pogoń radzieckich żołnierzy. Są zastrzeleni Niemcy w Podstolicach i w Ochojnie. W naszej stodole żołnierze umieścili dla odpoczynku konie. Są nieostrożni, palą papierosy, a stodoła pełna słomy i siana. Ojciec z trwogą myśli, czym to może się skończyć i bardzo się denerwuje, bo obok stoi nasz dom drewniany, kryty słomą. Jest duże zagrożenie, że cały dobytek pójdzie z dymem.
Zrozpaczony ojciec woła jednego żołnierza do izby i pokazuje: Patrz - tu leży dzisiaj zmarła dziewczyna. Żołnierze zaraz po tym zabierają konie i gdzieś się ulatniają.
W tych jakże trudnych, pełnych niebezpieczeństw dniach trzeba było myśleć
o zorganizowaniu pogrzebu zmarłej. Ojciec mój poszedł do stolarza, sąsiada - Pana Sólnicy, aby zrobił trumnę. Ten w pierwszej chwili odmówił, bo nie miał z czego zrobić. Ojciec poszedł drugi raz, aby coś skombinował. I zrobił z prostych desek trumnę, a nawet mały krzyżyk na niej przymocował, bo Gienia była bardzo pobożna. Pogrzeb był bardzo skromny. Tylko garstka ludzi w nim uczestniczyła. Dni były niebezpieczne. Ludzie bali się opuszczać domy. Można było spotkać niedobitki uciekających Niemców i pogoń żołnierzy radzieckich.
Wnet po wyzwoleniu - ale daty nie pamiętam - gdy rozrzuceni po Polsce wygnańcy, zaczęli wracać do Warszawy - nasi goście też wyjechali. Niedługo potem przyjechała do naszego domu pani Białowiejska. Zrobiła dla córki ładny nagrobek. Matka umieściła
na nagrobku fotografię córki - pięknej dziewczyny i jakże wymowny wzruszający napis :
Tu spoczywa Eugenia Białowiejska - Warszawianka - która przeżyła najokropniejsze powstanie Warszawy. Padła jego ofiarą w dwudziestym piątym roku życia.
Zmarła w Ochojnie jako wysiedlona P.O.Z.M
* 13 III 1920 r. - + 21 I 1945 r.
Pani Julia zawsze dwa razy w roku przyjeżdżała na grób córki. Wiosną sadziła bratki i jesienią też się pojawiała. Zawsze zatrzymywała się w naszym domu. Od mniej więcej 20 lat już nie przyjeżdża. Sądzimy, że zmarła, ale nikt nas nie powiadomił o jej śmierci. Mogiłą staram się opiekować. Zawsze jest zadbana. Miłe jest to, że zupełnie obcy ludzie położą na grobie świeży kwiatek, zapalą lampkę. Nauczyciele tak z Ochojna, jak i z Podstolic wyczulili dzieci, aby nie zapomniały o mogile wysiedlonej dziewczyny warszawskiej. Dzieci palą tak dużo lampek, że muszę ich upominać, aby nie zniszczyły od gorąca i dymu nagrobka, a szczególnie tablicy z napisem i zdjęciem.
Relację powyższą podaję z własnej pamięci i wspomnień rodziców.
Podpis: Zofia Waśniowska
Informuję, że Szkoła Podstawowa w Ochojnie w 2023 r. przystąpiła do akcji “Szkoła Pamięta” i w dniu 11 XI 2023 r. przesłała do Muzeum Powstania Warszawskiego informacje na ten temat oraz powyższe wspomnienia, nadmieniając, że prawie 80-letni nagrobek wymaga naprawy. Prawie natychmiast, bo za 2 dni przyszła odpowiedź z Warszawy, z deklaracją chęci pomocy w tej sprawie . Aktualnie trwają wstępne działania, dość już zaawansowane,
w sprawie nagrobka, który będzie zrewitalizowany z inicjatywy społeczności lokalnej we współpracy z Muzeum Powstania Warszawskiego.
Przechodząc do innej sprawy, ale tematycznie związanej z Powstaniem Warszawskim pragnę nadmienić, że w Powstaniu zginęły dwie córki astronoma Jana Kowalczyka - Patrona Szkoły Podstawowej w Rzeszotarach.
W jedenastym dniu Powstania - 11 VIII 1944 r. - Jadwiga Kowalczykówna i jej siostra Maria Ehrenfeuchtowa zostały rozstrzelane przez Niemców i spalone we własnym mieszkaniu w Warszawie przy Alei Niepodległości 132 m 41. Garstka zebranych popiołów pochowana została na cmentarzu Powązkowskim 11 VIII 1945 r. w pierwszą rocznicę ich śmierci.
Czytelniku - zachęcam - odwiedź kiedyś cmentarz w Podstolicach i pochyl się nad mogiłą z prochami Warszawskiej Dziewczyny. Tym gestem oddasz hołd pomordowanym Powstańcom. Mam nadzieję, że będzie tu już nowy nagrobek ufundowany z udziałem Muzeum Powstania Warszawskiego. A cmentarz w Podstolicach położony jest w najpiękniejszej widokowo części wsi. Stojąc przy grobie “Warszawianki” od północy dostrzeżesz Kraków - Nowa Hutę, a od strony południowej zauroczą cię pyszne widoki na Beskidy i dalej, hen na Tatry. Od wybuchu Powstania mija 80 lat. Pokolenie Powstańców przeszło do wieczności. Obecnie żyją tylko nieliczni - ostatni świadkowie tamtych dramatycznych dni.
Aby nie zaginęła pamięć o ich heroicznej walce o wolność - na nas ciąży obowiązek kultywowania kolejnych rocznic Powstania. Na zakończenie cytuję ostatnią strofę znanej pieśni żołnierskiej:
“Bo wolność krzyżami się mierzy,
historia ten jeden ma błąd”.
Elżbieta Kowalczyk
Ochojno, 23 maja 2024 r.
W maju 2024 roku wspomnieniami o Eugenii Białowiejskiej “Warszawiance” podzieliła się również Pani Sylwestra Salawa - starsza siostra Pani Zofii Waśniowskiej.
Wspomnienie Sylwestry Salawy (z domu Kozioł) o Eugenii Białowiejskiej
Podczas II wojny światowej mieszkańcy Warszawy, którzy chronili się przed okupantem w piwnicach w trudnych warunkach, zostali po wielu tygodniach ukrywania się wysłani do Krakowa i okolicznych wsi. W każdej miejscowości sołtys przydzielał ich do poszczególnych domów.
Nasza rodzina w Ochojnie (rodzice: Aleksandra i Wojciech Kozioł) przyjęła sześć osób, w tym młodą Eugenię Białowieską oraz jej mamę, ciocię z mężem i dwojgiem dzieci ( 12-letni chłopiec, Jerzy i 7-letnia dziewczynka, Halina). Kobiety nie miały ze sobą żadnego dobytku, jedynie złoty zegarek po ojcu rodziny, który został porwany przez okupantów i zginął bez śladu. Dziewczyna przybyła do nas z ciężką chorobą płuc, z powodu przebywania w chłodzie i wilgoci.
Ofiary okupanta spędziły w naszym domu siedem miesięcy, po tym czasie przysłano zawiadomienie, że oblężenie Warszawy jest mniejsze, mieszkańcy mogą powrócić do stolicy. Stan Eugenii jednak bardzo się pogorszył, dostała bardzo wysokiej gorączki i silnego kaszlu. Lekarz, który przyjechał zbadać dziewczynę, stwierdził ostre zapalenie płuc (suchoty), niemożliwe było jednak wysłanie młodej kobiety do szpitala, ze względu na sale przepełnione rannymi na wojnie. Zalecono odizolować Eugenię od rodziny, gdyż jej choroba była zakaźna. Moja mama zakazywała mi kontaktu z nią, ja jednak bardzo polubiłam naszą Warszawiankę i pomimo choroby, odwiedzałam ją. Była dla mnie życzliwa, przytulała mnie, rozmawiała ze mną. Była piękną, otwartą, wrażliwą kobietą, straciła narzeczonego na wojnie. Z utęsknieniem oczekiwała wyzwolenia Warszawy i Polski.
Jednego dnia w wysokiej gorączce powiedziała do mamy, że słyszy piękną muzykę, zaprosiła matkę do tańca. Po chwili zmęczona położyła się i zaczęła się modlić. Zmarła przy mamie.
Po dwóch godzinach rosyjscy żołnierze dotarli do wsi, do naszego domu i chcieli w nim przenocować. Mój tata jednakże zalecił im nocleg w pokoju ze zmarłą. Oni bardzo się przelękli i opuścili dom. Eugenię pochowano w prostej trumnie z desek. Z powodu wojny, nie było wolno organizować uroczystych pogrzebów. Została pochowana na cmentarzu w Podstolicach. Mama Gieni była w żałobie, ale tłumaczyła sobie jej odejście wolą Bożą.
Rodzina Eugenii wróciła do Warszawy. Jej mama odwiedzała grób córki na wiosnę i na Święto Wszystkich Świętych. Później, gdy matka była już starsza i schorowana, opiekę nad grobem przejęła nasza rodzina i lokalna społeczność.
Mam nadzieję, że pamięć o naszej Warszawiance będzie wiecznie żywa, a dramat wojny nigdy nie dotknie ponownie naszej ojczyzny.